Od rana czułem w kościach, że dzisiejszy dzień nie będzie taki dobry, na jaki wyglądał. Rano obudziłem się rześki i wyspany i podejrzewałem, że mój dobry nastrój nie potrwa zbyt długo. Zawsze mam tak, że gdy budzę się w dobrym humorze, ktoś lub coś musi mi ten humor dość szybko popsuć. Przecież nie mogę być zbyt długo szczęśliwy – tak, jakby było to niezgodne z całym wszechświatem.
Mniej więcej do południa łudziłem się, że może dzisiejszy dzień będzie wyjątkowy i naprawdę nic strasznego się w nim nie wydarzy. Do południa pracowało mi się wyjątkowo dobrze – żaden współpracownik nie miał problemów z Internetem, nikt nie potrzebował pomocy, a bazy danych, którymi się zajmuję, działały jak należy. Tuż po 12.00 rozszalał się jednak istny armageddon. Nagle padły serwery i utraciliśmy część danych, które jako administrator powinienem był odzyskać. Od godziny 12.00 aż do 18.00 bezustannie walczyłem z systemem informatycznym w firmie i próbowałem jakoś wszystko ogarnąć. Dopiero pod koniec dnia pracy coś mi zaczęło wychodzić i swoją akcję mogłem nazwać sukcesem, administrator baz danych Lublin. Byłem przeogromnie zdenerwowany i bardzo, ale to bardzo się stresowałem. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, ale życzyłbym sobie, by podobna sytuacja nigdy więcej się nie zdarzyła. To nie na moje nerwy. Ja lubię spokój i brak stresujących sytuacji, a nie ostrą walkę z czasem.