W ramach przymusowego rozwoju zawodowego mój pracodawca wysłał mnie na kurs administrowania bazami danych. Obecnie pracuję jako specjalista ds. informatyki i telekomunikacji w niewielkiej tyskiej firmie, jednak mój pracodawca wymyślił sobie niedawno, że nazwa mojego stanowiska powinna ulec zmianie, a ja powinienem odbyć niezbędny kurs z administrowania bazami, administrator baz danych Tychy. Nie wiem po co te wszystkie zmiany, skoro do tej pory wykonywałem swoje obowiązki nienagannie i ani razu prezes nie skarżył się na moją pracę. Jak znam życie ten stary ramol pewnie znalazł gdzieś w Internecie jakiś artykuł o tym, że najlepsi przedsiębiorcy zatrudniają administratorów baz danych i postanowił upodobnić się do tych „najlepszych”.
Nie powiem, żeby kurs, w którym obecnie biorę udział był nieprzydatny. Szkolenie trwa tydzień i wydaje mi się, że jest bardzo sensowne i rozumnie skomponowane. Zajęcia podzielone są na wykłady teoretyczne i ćwiczenia praktyczne odbywające się w niewielkich salach komputerowych. Uczestnicy kursu zostali podzieleni na trzy grupy pod względem stopnia zaawansowania informatycznego i muszę się pochwalić, że ja znalazłem się w tej najbardziej zaawansowanej.
Adnotacja o ukończonym kursie na pewno okaże się bardzo cenna w moim CV i w razie chęci zmiany miejsca zatrudnienia będzie świetną kartą przetargową. Jeśli pracodawca zapragnął ufundować mi kurs nie mogłem przecież odmówić. Takich rzeczy się nie odmawia.